Święty Graal z sokolickiego zamku

W Górach Sokolich, gdzieś pomiędzy bliźniaczymi szczytami Krzyżnej Góry (654m n.p.m.) oraz Sokolika (628m) można natknąć się na bardzo stare, niemal całkowicie zapomniane ruiny. Są to pozostałości po Sokolcu - średniowiecznym zamku, którego zbudowanie często przypisuje się Henrykowi Brodatemu. Śląski książę miał się tutaj natknąć na gniazdo sokoła, co uznał za ważny znak. Wzmocniona warownia w praktyce okazała się doskonałą kryjówką dla rycerzy trudniących się rozbójnictwem.

Najsłynniejszym z tych “szlachetnych bandytów” był Hans von Tschirn, władający Sokolcem na początku XV stulecia. Rycerz, walczący w 1410r. pod Grunwaldem pod krzyżacką chorągwią, w czasie wojen religijnych w Królestwie Czech popierał husytów. W 1434 zmienił jednak front, więżąc dwóch ważnych przywódców ruchu i przekazując ich pod sąd katolickiego biskupa Wrocławia oraz mieszczan w Świdnicy. Tym samym naraził się dawnym druhom, którzy odwdzięczyli się paląc niemal doszczętnie zamek von Tschirna.

Krótko po tym wydarzeniu okoliczni chłopi zaczęli sobie opowiadać historie o nieprzebranych skarbach, jakie wspomniany rycerz miał zdobyć w trakcie wojen husyckich. Przekazywane z ucha do ucha plotki zainteresowały niejakiego Stefana Gecza: odznaczającego się nadzwyczajnym sprytem i równie wielką chciwością odlewnika brązu, prowadzącego warsztat gdzieś w głuszy niedaleko Podgórzyna. Ów Stefan równie mocno szukał sposobności do oszczędzania (nawet na strawie dla czeladników),co okazji do szybkiego wzbogacenia się. Postanowił ruszyć tropem zagubionego złota - i tak trafił na plebanię w Bolkowie. Tamtejszy proboszcz pokazał mu archiwalny dokument, wspominający o spaleniu zamku Sokolec. Razem z całą zawartością przepastnego skarbca.

Mając tak solidne potwierdzenie, Gecz natychmiast ruszył w kierunku ruin. Długo przerzucał drewno, kamienie i popiół, ale w końcu dokopał się do celu - wpadła mu w ręce beczułka z przetopioną złotą masą. Po krótkiej chwili wyjmował kolejne drogocenne przedmioty. Niektóre zniekształcił ogień, inne jakimś cudem zachowały swoją oryginalną postać monet, posążków, mis etc. Odlewnik miał już tyle skarbów, że w żaden sposób nie był w stanie zabrać ich wszystkich do domu.

W tym momencie Stefan spostrzegł wiekowego, liniejącego osiołka. Bezpańskie zwierzę ochoczo współpracowało z człowiekiem i przyjmowało na grzbiet kolejne ciężary. Gecz już miał kończyć objuczanie i zbierać się z powrotem, gdy dostrzegł jeszcze złoty kielich. Wcisnął go jeszcze do worka… ale osiołek obrócił łeb, chwycił go delikatnie zębami i położył naczynie w to samo miejsce, w którym leżało. Zdumiony odlewnik wrócił po kielich, lecz kłapouch znowu go wyjął i odniósł. Wściekły Stefan ryknął: “Głupi osioł! Ja znalazłem ten kielich, więc należy do mnie! Co ty możesz wiedzieć o wartości złota?!”. Wtedy stary zwierzak podszedł do kąta, pogrzebał chwilę kopytem i wyjął stamtąd wielką bryłę złota. Odlewnik dostałby za nią o wiele więcej niż za tajemniczy kielich. Jednak chciwy Gecz załadował i sztabę, i kielich, a potem pognał osiołka bijąc go kijem. Mądry, biedny zwierzaczek padł po drodze.

Kiedy już Stefan dotaszczył cały łup do swojej izby, stwierdził że nie może pokazać się innym z workami pełnymi wyniesionego złota. Postanowił wszystko - włącznie ze spornym kielichem - przetopić na złoty posąg osła. Kiedy zmęczony pracą podziwiał swoje największe dzieło, niebo przeszył straszliwy grom, a rzeźba odezwała się ludzkim głosem: “Głupi człowieku! Zniszczyłeś kielich, z którego wino pił sam Chrystus w swoją ostatnią wieczerzę. Całe pokolenia dobrych ludzi oddawały życie by go ochraniać - a ty w parę godzin obróciłeś ich ofiarę w niwecz! Gdybyś tylko zostawił go tam na górze, mógłbyś żyć w dostatku do końca swoich dni. Lecz taka profanacja nie zasługuje na miłosierdzie. Bądź potępiony na wieki!”. A kiedy uderzył piorun, ziemia wciągnęła złotego osiołka w najgłębsze czeluście, natomiast przerażony Stefan Gecz zamienił się w kamień.

Niedługo potem chłopi odnaleźli niegodziwego odlewnika i ścięli mu głowę. Ciało zakopali najgłębiej jak się dało, a kamienną łepetynę wmurowali w ścianę budowanego właśnie kościoła w Karpnikach. Zrobili to w taki sposób, by Stefan Gecz na wieki wieków patrzył w stronę ruin zamku, gdzie odnalazł Graala. Miał być również ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy myślą o bezczeszczeniu świętości.

Dodano: 2016-10-18 10:32:00

Komentarze (0)
Dodaj komentarz